Co Tobie do tego





Jeśli jest coś, na czym statystyczny Polak zna się lepiej niż na polityce, telemarkach i fizyce wypadków lotniczych, to jest to z pewnością wychowywanie dzieci. Wiedzą tą dzieli się spontanicznie i agresywnie ze wszystkimi, których napotka, niezależnie od ich faktycznych potrzeb. 


A fakty są takie, że statystyczny rodzic bardzo rzadko pragnie i potrzebuje czyjejś rady


W ciągu prawie 6 lat mojego macierzyństwa (+ ciąża) dosłownie kilka razy chciałam, by ktoś mi w czymś doradził. Zawsze były to osoby mi bliskie i doświadczone, a nie przechodnie na ulicy, pani z warzywniaka czy anonimowi eksperci z for internetowych. Zazwyczaj udawało mi się samodzielnie ogarnąć temat polegając na własnym instynkcie (który, o dziwo, jest zazwyczaj NAJLEPSZYM doradcą) lub przy pomocy poradników i ogromnego researchu wśród zaufanych źródeł internetowych. 

Nie oznacza to jednak, że udało mi się uniknąć samozwańczych doradców. To niesamowite, że czasem jeden element (w tym przypadku sam fakt posiadania dziecka) może zdecydować o tym jak będziemy traktowani. 



Spróbujcie sobie wyobrazić podobne sytuacje. Odważni mogą nawet przetestować:


Jedziesz windą, wsiada sąsiad z pieskiem. Zaczynasz dyskusje od „jaki piękny piesek”, po czym płynnie przechodzisz na analizę porównawczą ras, fason kagańca i niepokojąco łzawiące lewe oko Azora. Nie zapominaj też o skrytykowaniu imienia - koniecznie nawiąż do jakiejś dramatycznej historii medialnej w której główną rolę odegrał jakiś Azor, sprawdza się również "znałem takiego jednego... To był zły pies".  Wysiadając z windy dodaj, że możesz czasem wpaść i pokazać jak prawidłowo trzymać smycz.



Nabożnie pijąc kawę, obcinasz wzrokiem koleżankę z pracy. Zagajasz rozmowę westchnieniem i ogólnikową uwagą dotyczącą mody. Następnie podchodzisz do niej i zaczynasz poprawiać jej bluzkę sugerując delikatnie, że powinna coś zrobić z oponkami. Przesyłasz jej link z artykułem na temat trujących właściwości pączków i następnego dnia przynosisz jej miseczkę owsianki na śniadanie. 



Siedzisz w restauracji. Zaczynasz od niewinnego zerkania na stolik obok, potem (upewniając się że wszyscy Cię słyszą) rozpoczynasz komentowanie jedzenia swojej ofiary. Poczynając od tego, co wybrała na obiad, poprzez obrazowe nawiązanie do piramidy żywieniowej, aż do kształtu zębów i sposobu w jaki trzyma widelec.



Nowy kumpel zaprosił Cię na kolację. Przybywasz z „absolutnie niezbędnym gadżetem” typu wazonik z łabędziem i wymagasz ustawienia go w centrum salonu. Dyskretnie sugerujesz, że wnioskując z obserwacji własnych, kolega nie ma pojęcia o panującej modzie i wskazówkach ekspertów. Jesteś zdegustowany tym, że sypia na rozkładanej wersalce, w dodatku od ściany narażając tym samym żonę na potencjalny atak psychopatycznego mordercy. Oburza Cię odkrycie, że kolega posiada mikrofalówkę i kiedy akurat nie patrzy, cichaczem wtykasz jego kobiecie miętówki do kieszeni.




Chyba nie muszę dodawać, że w każdej z powyższych sytuacji obcy ludzie wzięliby Cię za wariata, straciłbyś przyjaciół i część uzębienia. 

Tak się po prostu nie robi. 


Pytam więc, dlaczego to, co w innych warunkach uznane byłoby za brak kultury a wręcz pospolite chamstwo, w kontekście rodzicielstwa kwalifikuje się jako uprzejme zainteresowanie, troska i wsparcie? 

Dlaczego Twoje zwyczaje żywieniowe, osobowość, zainteresowania, a nawet wielkość sutków stają się przedmiotem publicznej dyskusji tylko dlatego, że zostałaś matką?


W każdym przypadku, gdy ktoś publicznie podważa Twoje kompetencje rodzicielskie lub, co gorsza, próbuje nieproszony ingerować w Twoje życie rodzinne, menu czy filozofię stosowania smoczka, zacytuj mu te oto słowa pochodzące z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.




Art. 48

  1. Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.
  2. Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.


Art. 53

  1. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami.



Zapamiętać lub wydrukować i nosić przy sobie. Nie dajcie się!




fot. Ken Heyman


4 komentarze:

  1. Zdecydowanie zapamiętać i stosować.

    Świetne porównania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie!!
    Do dzisiejszego dnia mnie korci, by na widok sąsiadki, która męczyła mnie widząc mojego synka bez czapki, krzyczeć "ojej nie ma Pani dziś czapki! taki wiatr na dworze, tylko 24 stopnie" :P

    OdpowiedzUsuń