Być blisko






Słyszeliście kiedyś pojęcie Attachment Parenting?

Nie zamierzam przytaczać książkowych definicji lub powoływać się na opinie psychologów. Nie chcę udowadniać wyższości tej metody wychowawczej nad innymi i wyliczać jej zalet i wad. Opowiem Wam, co dla mnie znaczy „Rodzicielstwo Bliskości"
Zwyczajnie, na co dzień.




Jestem. Zawsze. Nie stawiam warunków i granic czasowych. Jestem, kiedy go uwielbiam i kiedy mam go dosyć. Jestem, kiedy ma świetny humor i kiedy z wściekłości rzuca zabawkami. Jestem o świcie i w środku nocy. Kiedy jestem zmęczona i kiedy tryskam energią. Jestem, gdy mam gorączkę i gdy mam doła. Pozwalam mu uczestniczyć w moim życiu, poznawać moich przyjaciół, moją pracę i moje marzenia. Nigdy nie zamykam przed nim drzwi i swoich ramion.


Kocham. I mówię Mu o tym. Codziennie. Niezależnie od emocji. Kocham mądrze. Wiem, że czasem trzeba zabraniać, ratować Go przed światem i własną głupotą.



Szanuję. Jego osobowość, marzenia i decyzje. Szanuję Jego własność i emocje. Mówię „przepraszam” i „dziękuję”. Przyznaję się do błędu i pytam o zdanie. Uważnie słucham tego, co mówi. Zawsze klękam, kiedy z nim rozmawiam. Lub biorę go na ręce. Nie zmuszam go do nauki liter i angielskiego, lub uprawiania sportu, który sama lubię. Pozwalam mu być dzieckiem. Pozwalam mu być sobą. I mówię mu, jak bardzo go za to lubię.


Rozpieszczam. Bo wiem, że z każdą chwilą jest starszy i mniej MÓJ. Wiem, że ważniejsza jest dobra zabawa i bliskość, niż porządek i cisza w domu. Czasem spędzamy całe dnie w piżamach, w łóżku, oglądając kreskówki i objadając się chipsami. To zawsze zapada w pamięć lepiej, niż wizyta w muzeum.
Pielęgnuję nasze zwyczaje- poranne „napieszczanie” i wieczorne rozmowy z „drapaniem po plecurach”. Kiedy o to prosi, noszę go na rękach. Będę to robić, dopóki wystarczy mi sił.







Na górze posta widzicie pierwszy rysunek Ala pt. "mama i ja". To chyba najlepsza recenzja Attachment Parenting.



2 komentarze: