Zabawa w wojnę


Pistolety, łuki, miecze, plastikowe żołnierzyki i czołgi. Chłopięce pokoje pełne są takich gadżetów. Zabawa w wojnę jest przecież czymś naturalnym. Tak naturalnym, że w ogóle nie zastanawiamy się nad jej sensem.
 

Jestem pacyfistką i zawsze uważałam, że rolą ludzi inteligentnych jest otwarte potępianie wojny i przemocy. Kiedy urodził się mój Syn obiecałam sobie, że w moim domu nigdy nie będzie militarnych zabawek. I muszę się przyznać, że nie dotrzymałam tej obietnicy.



Może dlatego, że radykalne zasady potrafią zrobić dziecku krzywdę i wykluczyć je społecznie? Może dlatego, że wychowanie dziecka nie jest domeną tylko jednej osoby i wypadkową tylko jednej filozofii życiowej?


Prawdopodobnie wszystko na raz.



Ale jedno nie zmieni się nigdy - moje nastawienie do tematu. I wiara, że rodzic powinien nauczyć swoje dziecko postaw, zbudować fundament jego moralności, zamiast zmuszać do ślepego posłuszeństwa. Dlatego też nigdy nie okłamałam swojego Syna opowiadając mu o wojnie, choć mogłoby to wydawać się drastyczne.


Dlaczego?


Wojna nie jest zabawą.

Wojna nie jest zabawna. 





To jakże proste stwierdzenie jest kluczem do wychowania pacyfistów. Myślicie, że wszyscy to wiedzą, że to jest truizm? Historia niestety maluje inne obrazki.



Kiedy byłam w kinie na "Miasto 44" uderzyła mnie najbardziej jedna sprawa. Przeraziła mnie kompletna nieświadomość i naiwność  bohaterów. Przeraziły mnie ich strzeleckie treningi i chłopięce przepychanki. Przeraziło mnie to, że można dorosnąć w kilka sekund,  widząc jak najlepszy kumpel zamienia się w krwawą miazgę.  


To nie jest fikcja filmowa. Tak było i będzie zawsze. 



Każdego dnia gdzieś na świecie setki młodych chłopców umiera w wyniku działań wojennych. Ze zdziwieniem i strachem w oczach. Bo okazuje się, że na wojnie nie ma opcji "give all" i respawn'ów, które znali z gier komputerowych. 





Osoba, w którą strzelasz wygląda tak samo jak Ty i ma podobne marzenia. I gdybyście spotkali się gdzieś indziej, być może zostalibyście przyjaciółmi. Ale w tym momencie łączy Was tylko prymitywna chęć przeżycia. Nic więcej. 



I czasem chciałoby się powiedzieć, że warto jest walczyć. Za Ojczyznę, za wolność, za tych których kochasz. Ale to tylko propaganda, którą wciska się ludziom, aby bezrefleksyjnie mordowali innych, podobnych do siebie ludzi w imię iluzorycznych idei. Wielu pedagogów odważnie głosiło tą teorię i potępiało "oswajanie" dzieci z pistoletami i militarnym żargonem. 

I nawet jeśli w moim domu będą pistolety i miecze, zawsze będę je traktować jak plastikowe symbole przerażającej prawdy o ludzkości.  



Mówmy dzieciom PRAWDĘ. O nienawiści, o zemście, o wojnie i śmierci. Uczmy dzieci sztuki przebaczenia. Sztuki unikania fizycznych konfliktów i zaniechania zemsty. Sztuki panowania nad emocjami i własnym językiem.





Bo nie ma nic szlachetnego w umieraniu w błocie. Nie ma nic szlachetnego w zabiciu czyjegoś ojca, męża, przyjaciela, syna czy brata. Z jakiegokolwiek powodu i pod każdym niebem naszego okrutnego świata. 
 

4 komentarze:

  1. Też miałam podobne założenia, że nie kupię synowi zabawek militarnych, karabinów itd. Ale niestety tego nie uniknęliśmy, bo zawsze znajdzie się wujek dobra rada, który kupi miecz albo pistolet. Zresztą teraz mój 7 letni syn na fazę na militaria, buduje czołgi z kartonów, pistolety z patyków itp ale rozmawiam z nim o wojnie, mówię mu prawdę , nie oszukuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. W przedszkolu syna był zakaz zabaw wojnę i zabaw polegających na strzelaniu czy uderzaniu. Dzieci zaczęły konstruować miecze i pistolety z papieru czy klocków. Też były im konfiskowane. Więc wymyśliły, że budują pistolety na wodę i strzelają wodą. Nie da się tego przeskoczyć...
    Niemniej syn jest przerażony informacjami w radio, że "jak Rosja wygra z Ukrainą to zaatakuje Polskę".

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny tekst!
    Mój Synek jeszcze nie dorósł do tego typu zabawek. W wieku przedszkolnym może jeszcze nie będzie tak źle - zapisałam go do przedszkola Montessori i liczę, że tam temat wojny i przemocy w zabawach nie będzie bagatelizowany. Ale nie łudzę się, w szkole na pewno jego umysłem zawładną gry komputerowe ;)
    Masz rację, że kwestia zabawek nie jest czarno-biała. Tym bardziej, że tak jak napisałaś, jeśli dziecko dostanie zakaz ich używania, będzie odizolowane od rówieśników, a plastikowa broń będzie dla niego upragnionym "zakazanym owocem". Także najważniejsze to tłumaczyć czym jest wojna i wierzyć, że dziecko z czasem samo zniechęci się do tego typu zabaw. Dzieci są mądre :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepieknie piszesz Stello. Mój dziadek walczył na wojnie, uciekł z pociagu jadącego do Oświęcimia, udało mu się uniknąć Katynia, cudem. Moi rodzice przeżyli piekło wojny...jestem na nie. i u mnie takich zabawek nie było. za to, jak u Ciebie, rozmowa, czym jest wojna, jak trudno ją tłumaczyć, gdy się jej nie przeżyło...córka namiętnie teraz ogląda wszelkie filmy dokumentalne z obozów i wojenne, zaczytuje się w książkach o obozach...i płacze nieraz, i pytań wiele zadaje, jak tak można było?? pozdrawiam Kasia
    http://wezowypamietnik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń